sobota, 1 sierpnia 2015

DZIEŃ 425

 Postanowiłam pójść do domu ojca. Dlaczego? Pręt na dłuższą metę by mi nie wystarczył, tym bardziej, że ich aktywność wzrosła. 
Miałam do pokonania 20 kilometrów. To trochę za dużo jak na pieszą podróż, więc przed pójściem po broń, postanowiłam zwiedzić kilka miejscowych parkingów. W niektórych leżały nieskażone trupy. Pewnie miały powyjadane mózgi, skoro nie zamieniły się w zombie. 
 Za pojazd wybrałam sobie pięknego harleya. Był najmniej zniszczony z wszystkich stojących pojazdów. Pięć metrów od motocykla leżał stary, zniszczony kask i zakrwawiona ramoneska. Włożyłam obie te rzeczy i przekręciłam kluczyk w stacyjce. 
Maszyna ruszyła szybciej niż bym się tego spodziewała. Z początku nie mogłam utrzymać równowagi i kiwałam się ciągle na boki niczym małe dziecko. Po dziesięciu minutach doszłam do wprawy. Jechałam płynnie, ale oczywiście nie obyło się bez kilku straconych głów. Kobieta, mężczyzna, kobieta, mężczyzna, mężczyzna, mężczyzna, kobieta. Łącznie siedem trupów. 
 Nie wiem ile upłynęło czasu zanim byłam na miejscu. Stałam przed blokiem, który nie miał określonej barwy, ponieważ pokrywała go ogromna warstwa brudu. Od klatki schodowej dzieliły mnie pięciostopniowe schodki. Pokonałam je szybko, ani na chwilę nie tracąc ulicy z oka. Było tu cicho i pusto. Zbyt cicho i zbyt pusto. Coś tu nie grało. Pociągnęłam mocno za klamkę myśląc, że drzwi będzie w stanie ciężko otworzyć. Myliłam się, ale zdałam sobie z tego sprawę dopiero gdy leżałam jak długa na schodach. W dłoń wbiło mi się kilka kamyków.  Wstałam i weszłam na klatkę. Winda nie działała, spodziewałam się tego. No cóż. Pozostała mi wspinaczka na szóste piętro.
Nie zmęczyłam się aż nadto. Stojąc przed drzwiami usłyszałam szelest. Obróciłam się na pięcie dookoła, by sprawdzić czy zagrożenie jest gdzieś w pobliżu mnie. Nic. Chyba mi się przesłyszało. No cóż, zdarza się. Czasem nawet wrodzony instynkt zawodzi. Wzięłam oddech i nacisnęłam klamkę. To co zobaczyłam, wywarło na mnie ogromne wrażenie i odebrało mi dech w piersiach. Przerażenie, zaniepokojenie i strach. Tylko tak mogę opisać uczucia, które targały mną w tym momencie.