wtorek, 20 października 2015

DZIEŃ 425 c.d

Przede mną na starych, stęchłych materacach leżała sterta poduszek i koców. Ruszała się w górę i w dół w rytmicznym tempie. Podeszłam cicho do poduszkowej fortecy z wycelowanym w nią prętem. Odkryłam to, co leżało pod spodem i rozwarłam szeroko oczy z wrażenia.
- Dziecko?!
Zdążyłam wypowiedzieć to słowo i poczułam kawałek zimnej stali przytkniętej do mojej skroni, która kliknęła cicho.
- Żywa? - zapytał wysoki szatyn przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem.
Byłam lekko osłupiała, ale ocknęłam się po chwili i ścięłam jednym szybkim ruchem chłopaka z nóg. Upadł z grymasem bólu na twarzy, a ja, z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy, ustałam nad nim.
- Żywa i w pełni sprawna.- odparłam po czasie.
Popatrzył na moją nogę.
- W pełni?
- Tak - odparłam pewna siebie nie zwracając uwagi na jego zaczepki.
- Jestem Alois.- przedstawił się
- Nie obchodzi mnie to. Lepiej powiedz co tutaj robisz i co to za dzieciak.-odparłam gorzko.
- Ostra jesteś. Ten „dzieciak” jak to ujęłaś, to Peter, mój młodszy brat. Tutaj się zatrzymaliśmy gdy nasz dom stał się ruiną po apokalipsie. Tu jest ich najmniej, mamy łatwy dostęp do wody pitnej i sklepów. A Ty, co tutaj robisz?
- To dom mojego ojca. Przyszłam po broń.
- Och po broń? Przecież świetnie posługujesz się tym prętem, więc po co Ci broń?- zauważyłam w jego oczach cień rozbawienia.
Przeszłam bez słowa do sypialni, w której było ukryte pomieszczenie, a w nim pracownia ojca. Rozejrzałam się  w poszukiwaniu nadpękniętej ściany i zwisającego z sufitu kabla.
- W sypialni broni nie znajdziesz.- uśmiechał się oparty o framugę drzwi.
Nie odpowiedziałam na to. Chłopak był irytujący. Dalej szukałam pęknięcia, aż w końcu pomyślałam, że ono nie może być w tak banalnym miejscu, na widoku. Starałam się odsunąć szafę, lecz była za ciężka. Spróbowałam ją przewrócić, co okazało się skuteczniejszym rozwiązaniem. Upadła krusząc wszelkie szklane naczynia, które w sobie zawierała.
- Głupia jesteś? Zdemolujesz mi cały pokój!- krzyknął na mnie, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana jego zachowaniem.
Dotknęłam pęknięcia na ścianie. Tynk z biegiem lat odpadał coraz bardziej. Koło pęknięcia zwisał cienki kabel, a nad nim umiejscowione było gniazdko. Wetknęłam do niego wtyczkę i uruchomiłam mechanizm otwierający drzwi.
- A to co? Kobieca garderoba? Mieszkałaś tutaj, więc domyślam się, że musiałaś gdzieś upchać swoje łaszki i stertę butów, jak to każda kobieta ma w zwyczaju. Co teraz ubierzesz? Szpilki? A może koturny?- dopiekał mi.
Nie wytrzymałam. Sprawnie przeskoczyłam leżącą na podłodze szafę i przytknęłam chłopakowi ostry koniec prętu do jego gardła. Pobladł, a na jego twarzy widać było przerażenie.
-Posłuchaj koleś, zamknij się w końcu, bo inaczej będę musiała Cię zabić, a nie szukam niepotrzebnego rozlewu krwi, czaisz?
Chyba zrozumiał. Odszedł bez słowa i zostawił mnie samą przed dużymi, ozdobnymi drzwiami wykonanymi z mahoniu.